Wlasnie jestem swierzo po ogladnieciu Revolvera.Chciałbym zaczac delikatnie,moze znalezc dobre strony tego filmu ale nie moge.Scenariusz to istna kwintesencja grafomanstwa co ma odzwierciedlenie na ekranie..Niezrozumiały bełkot który zupełnie do mnie nie przemawia.Czarny chumor z ktorego znane byly zarowno Snatch jak i lock stock zamienił sie w jakas zupełnie absurdalna farse.Klimat znany z wyzej wymienionych filmów zupełnie sie zagubił.Aktorzy beznadziejni nie dziwie sie ze wiekszosc,znana z poprzednich filmow, nie miala ochoty brac udziału w tej farsie.I ostatnia mysl ktora przede wszystkim sie nasuwa a w sumie pytanie Dlaczego Richi zaczal sie bawic w Finchera?
A co chciałbyś, żeby każdy reżyser w kółko kręcił ten sam film? Tarantino nie może się od tej klątwy uwolnić i ja zaczynam rzygać z nudów na jego filmach od Jackie Brown wzwyż (poza Death Proof).
zbyszek8210 , Pan wybaczy, ale jeżeli ktoś robi elementarne błędy ortograficzne, raczej nie powinnien pozować na renenzenta.
Nikogo raczej ten wpis nie dziwi i te inne, że film jest męczący. Potwierdza to tylko, że kultura "fast food" opanowała wszystkie aspekty życia...
Nie uszukujmy się jednak :) Film jest trudny. Cieszmy się że znależliśmy się wśród tych co potrafią docenić jego genialność, ale nie krytykujmy reszty społeczeństwa. Zostawmy ich w tej smutnej niewiedzy. My mamy haka na Sama Golda, oni nie :)
Film świetny;) Dałbym 10,ale ok 40 minuty wiedziałem już kim będą dwaj panowie z izolatek:) Mimo to oglądało się świetnie do samego końca.
jednak po dłuższym przemyśleniu daje 10-tke;) Film jest po prostu rewelacyjny;)
Moim zdaniem, bardzo dobrze że Ritchie wyreżyserował taki film, to nie tylko nie ogranicza go do kryminałów komediowych, ale także pokazuje w pewien sposób jak reżyser myśli. Bo bądźmy szczerzy, przykładowo Burton by takiego filmu nie nakręcił, za bardzo buja w obłokach i skupia się na emocjach.. Ok, ale idąc dalej, mówiąc najkrócej jak się da, film opisuje walkę głównego bohatera ze swoim ego (coś w stylu Kymatica), walkę ze swoim strachem, pokusami, złudnym szczęściem czy po prostu kłamstwami które szepczą nam Ci których uważamy za przyjaciół. Żeby mnie ktoś źle nie zrozumiał, nie chodzi mi o to że wszyscy są źli, ale o to iż reżyser w pewien sposób stara się pokazać walkę z własnymi ograniczeniami, ślepotą. Przykładowo, usłyszysz że Twój najlepszy przyjaciel/brat/ojciec przez cały czas Cię okłamywał, nie zaakceptujesz tego ze względu na uczucie jakim go darzysz, przez wiarę w niego ograniczasz swój umysł do "jednej drogi" i idziesz tak jak Cię poprowadzi. Ogólnie ciężko zdefiniować ten film, zwłaszcza że każdy może go rozumieć trochę inaczej, a ja też mogę się mylić w paru punktach, jednak według mnie to takie filmy powinno się puszczać co tydzień na Polsacie, bo czasem mogą Cię więcej nauczyć niż miesiąc nauki w szkole. Chociaż z tego co wyczytałem w komentarzach mogliby je trochę upraszczać ;) Prawda jest taka, Revolver w pewien sposób "otwieraja oczy" (ten wątek jest często powtarzany w literaturze czy muzyce, przykładowo Disturbed - Fear, ale także Red - Fight Inside czy Guano Apes - Open Your Eyes), przynajmniej ja to tak zinterpretowałem. Podsumowując, każdy z nas ma swojego "Golda" który jest jakby "szefem", a tylko przeciwstawiając się mu odzyskamy wolność. Mój "Gold" wciąż odbiera mi wiarę we własne siły, no ale jak to mawiali spartanie, "Never to retreat, never to surrender."
A ja właśnie - mimo, iż ogólnie jestem wstrząśnięta postem pana o nicku zbyszek8210 - zgodzę się, że zwiewa tu dość mocno Fight Clubem.
Ale nie widzę w tym nic złego. Dobrze to o Ritchiem świadczy, że szuka czegoś nowego. Bardzo dobry film.